piątek, 31 grudnia 2010

Koniec roku...

Czas podsumowań...  Dobrze i zwyczajnie było w tym roku. Bez wielkich wzlotów i bez bolesnych upadków. Jedno ważne pożegnanie. Trochę wzruszeń. Kilka mądrych myśli. Sporo uśmiechu...Więcej niż kiedyś świadomości ulotności życia...

czwartek, 2 grudnia 2010

Przepis na dobry dzień

Obudzić się z innym niż zwykle widokiem z okna, zjeść na sniadanie kanapki przygotowane przez Ulubionego M., wypić herbatę z sokiem malinowym, wejść w dzień powolutku, łagodnie z Cohenem szemrzącym koncertowo, słuchać śniegu skrzypiacego pod butami i  zachwycać się bielą świata. A potem przyjśc do pracy jako pierwsza, posiedzieć w ciszy, zaplanować kolejnośc spraw i ucieszyć się, że życie jest piękne.

poniedziałek, 25 października 2010

Rabunek w biały dzień

Jarzębina przed moim oknem została w ciągu kilku godzin niemal doszczętnie ogołocona z czerwonych koralików. Zrobiłam rabusiom zdjęcia, a potem w Internecie znalazłam winowajców - to było stado kwiczołów :-)

sobota, 23 października 2010

Sobota

Moja ukochana pora roku w najbardziej kolorowej odsłonie. Oglądam ją zza szyby unieruchomiona jakąś infekcją gardła w domu. Chociaż może urwę się na jakieś wagary, nikt mnie dzisiaj nie pilnuje, Ulubiony M. w pracy na drugim końcu Polski, mama też już dzwoniła sprawdzić jak się czuję, czy leki wzięłam i czy na pewno mam co jeść :-). Opatulę się mocno i pójdę na krótki spacerek, naładuję akumulatorki słońcem, szelestem liści i kolorystycznym szaleństwem parku. A teraz kubek mocnej herbaty i suszone mango, które znalazłam dzisiaj zachomikowane w głębi jednej z kuchennych szafek i nowa płyta SDM.

poniedziałek, 11 października 2010

Mój początek jesieni

Pierwsze pojawiają się myśli o zmianie koloru, zieleń już nie pasuje, żółty jest zbyt jaskrawy. Najwłaściwsze wydają się wszystkie ciemniejsze odcienie czerwieni i pomarańczowy. Dom przybiera ciepłe, jesienne barwy, otula się kocykiem ze szkockiej wełny, podwaja liczbę poduszek na kanapie i rozświetla światłem świec.

Później szafka z herbatami zaczyna być za mała by pomieścić nowe smaki i aromaty. Karmel, rum, wiśnia... 

Na półce z przyprawami w pierwszym rządku stają te potrzebne do zrobienia czekolady na gorąco: kardamon, cynamon, wanilia, goździki, chilli. 

Stos książek "do przeczytania" rośnie i pączkuje. 

Za oknem świat coraz bardziej mglisty i coraz bardziej bezlistny.

Aż wreszcie przychodzi dzień, w którym dla mnie zaczyna się prawdziwa jesień. Dzień gotowania ZUPY. Zupy gęstej, gorącej, pachnącej...  W tym roku jesień zaczęła się pysznym krupnikiem :-).

 


 



 

wtorek, 21 września 2010

Nadbagaż

Z pakowaniem zawsze mam problemy. Za wiele ze sobą chcę zabrać, wszystko wydaje się niezbędne, konieczne, potrzebne. I nie ma znaczenia czy wyjeżdżam na 1 dzień, na weekend, na tydzień czy na miesiąc, do torby/walizki/plecaka upycham pół domu, a na wierzch dorzucam jeszcze kilka drobiazgów, tak na wszelki wypadek, bo jakby... 

No to siedzę sobie dzisiaj na kanapie, jak zwykle wypisuję na kartce listę rzeczy do zabrania,  jak zwykle staram się ograniczać, jak zwykle lista się wydłuża, wydłuża, wydłuża... 

Chwila przerwy na herbatę (mocna czarna, z aromatem róży i wanilii) i zaczynam wykreślanie. Będzie mniej.   

piątek, 17 września 2010

Już...

Już :-). Sprawy ogarnięte. Maile wysłane. Na biurku pusto. Dopijam herbatę i zaczynam wakacje. A na niebie przed momentem zawisła tęcza...

środa, 15 września 2010

W oczekiwaniu...

Już za chwileczkę, już za momencik... wakacje, dwa tygodnie w rytmie bliższym sercu, duszy, ciału. Spokój, cisza. Czas na śniadanie niespieszne, na gapienie się w chmury (najbardziej wakacyjne zajecie jakie znam), na przyglądanie światu, na zatrzymanie, na bycie tylko tu i tylko teraz... 

Ale póki co walka z niechcemisiami i z rozmarudzeniem. Mocna popołudniowa herbata w żółtym kubku, kawałek bardzo gorzkiej czekolady i energia by kolejne pracowe sprawy rozwiązywać, załatwiać i zamykać.

środa, 1 września 2010

Pierwsze przymiarki do jesieni...

Pierwsze przymiarki do jesieni... Na razie nic jeszcze nie pasuje. Z jednej strony uwiera, z drugiej wlecze się po ziemi, zdecydowanie za długie. Material jakis sztywny, a powinien miękko otulać... No i ten kolor! Miało być pięknie - czerwono, złoto, pomarańczowo, żółto, z domieszką ostrego błekitu nieba i wstawką z mgiełki perełki - jest szaro, buro i ponuro. Ale Wielka Krawcowa wprowadzi jeszcze poprawki, doda coś dla ozdoby, jakieś broszki i frędzelki... Będzie pięknie.

środa, 11 sierpnia 2010

Wagary

Zrobiłam sobie dzisiaj wagary od życia, od pracy, od codzienności. Żadnego pośpiechu, przymusów, gaszenia pożarów i udawania, że jestem bardzo zajęta, gdy tymczasem myśli mieszają się z marzeniami.

Pobyłam sobie tam i dawno temu... Ze wspomnień wyjęłam to, co najlepsze, przywołałam dźwięki, zapachy, smaki, kilka obrazów; a potem, już tu i teraz, słuchając melancholijnego głosu Des Ree zrobiłam najlepszy na świecie tabouleh :-)



niedziela, 18 lipca 2010

Malowanie słowami...

Tuż przed siódmą rano - deszcz. Wreszcie... Teraz niżej nad horyzontem cienka warstwa szarych, rzadkich obłoków przepływających szybko na tle mleczno-niebieskiego nieba. Wyżej cienki pasek błękitu i kolejna warstwa chmur, jasnoszarych, gęstych. I głośne pomruki burzy krążącej gdzieś niedaleko.

Malowanie słowami, John Ruskin; coś, co pomaga wyjść poza zwykłe patrzenie, uczy widzieć i rozumieć co porusza w tym, co oglądam. Ćwiczenie uważności.

Skończyłam czytać Sztukę podróżowania (Alain de Botton), jednak nie odłożyłam jej jeszcze na półkę, ciągle kartkuję, przeglądam, zatrzymuję się przy zdaniach różnych. Filozoficzna strona podróżowania...