Przewracam się z boku na bok, poduszka wędruję z prawej strony na lewą, razem ze mną i z poduszką wędruję po łóżku kocica. Bezsenna noc... Dopadają strachy, lęki i złość na samą siebie, że się nie przygotowałam na kryzys, potem pojawia się też złość na tych, którzy do sytuacji kryzysowej doprowadzili i sami z przyszłością zabezpieczoną pełnym kontem, patrząc w oczy mówią "więcej optymizmu!".
Wstaję, robię rumiankową herbatę, wkładam słuchawki w uszy i zostawiam za sobą rzeczywistość, wchodzę w świat z jakiegoś audiobookowego czytadła, które wpadło mi w ręce przy przeglądaniu szuflady z różnościami. Zasypiam w końcu tuż przed szóstą rano...
Teraz w głowie myśl "A właśnie, że nie! Nie dam się! Wyjdę z tego silniejsza". Zawsze tak reaguję na zły czas, na trudności, które niemal powalają, na smutki, na kryzysy. Najpierw chowam się w kącie w poczuciu bezradności i w lęku, czasem popłaczę... A potem wstaję, strząsam z siebie strach, robię mocną herbatę i... ruszam do boju :-).
Afternoonko, zwykle zaglądam tu na paluszkach, by nie spłoszyć panującego tu spokoju i zadumy. Skutkuje to tym, że nie umieszczam komentarzy, ale dziś potrzebuję donieść Ci o tym, że:
OdpowiedzUsuńhttp://bezdzietnamama.blox.pl/2013/03/6902-Kobiety-myslace-caly-rok.html
Oj, płosz ile chcesz :-) spokój, żeby być spokojem potrzebuje niepokoju :-)
OdpowiedzUsuń