Zrobiłam sobie dzisiaj wagary od życia, od pracy, od codzienności. Żadnego pośpiechu, przymusów, gaszenia pożarów i udawania, że jestem bardzo zajęta, gdy tymczasem myśli mieszają się z marzeniami.
Pobyłam sobie tam i dawno temu... Ze wspomnień wyjęłam to, co najlepsze, przywołałam dźwięki, zapachy, smaki, kilka obrazów; a potem, już tu i teraz, słuchając melancholijnego głosu Des Ree zrobiłam najlepszy na świecie tabouleh :-)